Świerczewski o Sousie: Szwecja ujawni, kim naprawdę jest. Albo my przeprosimy Bońka, albo Boniek nas

Mecz z Hiszpanią miał kilka plusów. Po raz pierwszy odkąd pamiętam Robert potrafił wstrząsnąć tą drużyną. Nakręcał ją. Pokazał się jako prawdziwy lider. Ponadto zaangażowanie naszego zespołu. Walka. Nie poddaliśmy się po straconej bramce. Ale nie zapominajmy, że największym plusem tego meczu i tak był wynik. Jakim naprawdę trenerem jest Paulo Sousa i w którym miejscu się znajdujemy, pokaże spotkanie ze Szwecją. Albo my przeprosimy Zbigniewa Bońka, albo Zbigniew Boniek przeprosi nas za zmianę selekcjonera na pół roku przed turniejem – mówi Piotr Świerczewski, 70-krotny reprezentant Polski, obecnie ekspert TVP na EURO 2020.

Rafał Hurkowski: Robert Lewandowski odpokutował za Słowację?

Piotr Świerczewski: Szczerze, nie pamiętam meczu, w którym Robert wstrząsnąłby tak tą drużyną. Do tej pory nie uważałem go za odpowiedniego kapitana dla reprezentacji. Podkreśliło to spotkanie ze Słowacją, gdzie machał rękami, okazywał bezradność, nie potrafił dać sygnału do walki, a w zamian krytykował kolegów. Minęło pięć dni i… zupełnie inny Robert. Na boisko wyszedł nie tylko najlepszy piłkarz świata, ale też lider z krwi i kości. Pod jego wodzą pokazaliśmy niesamowity mental, prawie jak Szkoci z Anglikami. Nie poddaliśmy się po golu Alvaro Moraty, w końcu udało się wyrównać. Chociaż uważam, że Lewandowski jednak faulował Aymerica Laporte’a i ten gol nie powinien zostać uznany. Mieliśmy ogromne szczęście, że sędzia nie sięgnął po VAR.

Z Hiszpanią zagraliśmy trochę tak, jak przyzwyczaiła nas do tego reprezentacja Adama Nawałki podczas EURO 2016. Silny rywal, mocno cofnięci, czekamy na kontry. Ktoś powie: jak inaczej zagrać z Hiszpanią? Zgoda, ale teoria jedno, praktyka drugie. Nie zmienił Pan zdania o Paulo Sousie?

W naszej grze widać było w końcu jakąś myśl, co w połączeniu z ambicją sprawiło, że momentami oglądało się ją naprawdę miło. Ale nie zapominajmy, że mieliśmy mnóstwo szczęścia – faul Lewandowskiego to jeden, słupek po rzucie karnym i nieczysta dobitka Hiszpanów, to dwa. Poza tym te kontry mogły być lepiej wykorzystane. Zgadzam się, że mentalnie wygrała Polska, ale piłkarsko powinna wygrać Hiszpania. To bez dwóch zdań. Najlepszym dla nas w tym wszystkim był wynik, więc uważam, że narodowa euforia jest nieco przesadzona. Jakim naprawdę trenerem jest Paulo Sousa i w jakim miejscu się znajdujemy, pokaże mecz ze Szwecją. Jeśli Sousa wygra i awansujemy, wszyscy powinniśmy wtedy przeprosić Zbigniewa Bońka. Ale jeśli przegramy, Zbigniew Boniek powinien przeprosić nas za to, że zmienił selekcjonera na pół roku przed turniejem. Osobiście Sousa nie ma u mnie zbyt wysokich notowań i zgadzają się ze mną francuscy dziennikarze, którzy pamiętają go z lat 2019-2020, gdy prowadził Bordeaux.

Portugalczyk był autorem najgorszego wyniku punktowego klubu od 1996 roku – prawie 70% meczów Ligue 1, w których prowadził drużynę sezonie 2019/2020, zakończyło się porażkami lub remisami.

I to nie wzięło się znikąd. On ma problem z podejmowaniem racjonalnych decyzji, czego najlepszym dowodem skład na Słowację, który nie był nawet zbliżony do jakiegokolwiek, w którym ta reprezentacja grała u niego wcześniej.

Taką nieracjonalną decyzją, ale za którą ostatecznie Sousa zgarnął oklaski, było wprowadzenie na boisko 17-letniego Kacpra Kozłowskiego, obecnie najmłodszego zawodnika w historii mistrzostw Europy. Portugalczyk ustawił go przy linii jeszcze, gdy przegrywaliśmy z Hiszpanią 0:1. Nie miał pojęcia, że za chwilę Lewandowski wyrówna wynik spotkania. Idę o zakład, że żaden polski trener nie porwałby się na coś tak odważnego. Może nam właśnie jest potrzebny taki niekonwencjonalny tok myślenia?

Ta sytuacja rzeczywiście może być odbierana dwuznacznie. Osobiście uważam, że Sousa sporo zaryzykował. Ten chłopak nie miał żadnego doświadczenia. Nie wystąpił jeszcze w kadrze w meczu o stawkę, bo nie liczę tego kwadransa z Andorą, i nie wiem, czy nawet w Ekstraklasie rozegrał chociaż 30 spotkań (Kozłowski rozegrał w Ekstraklasie 24 mecze, w których zdobył jedną bramkę i zanotował trzy asysty – przyp. red.), a tu nagle wychodzi na wielką Hiszpanię, w tak ważnym dla nas meczu i w tak newralgicznym momencie. To niewyobrażalna presja. Ale jak najbardziej chapeu bas dla niego, że nie pękł, nie przestraszył się Hiszpanów i miał nawet jedną fajną akcję. Zanim jednak zaczniemy gloryfikować Sousę, zanim zaczniemy mówić, że w tym szaleństwie jest metoda, nieśmiało tylko przypomnę, że jak na razie mamy na koncie jeden punkt. Gdybyśmy skończyli rywalizację z takim dorobkiem, przypominam sobie tylko jeden tak słaby turniej – EURO 2008 za Leo Beenhakkera. Nawet Paweł Janas, który według mnie powinien zostać zwolniony już w momencie ogłoszenia powołań, zdobył na mundialu w 2006 roku trzy punkty. Także czego by nie mówić o meczu z Hiszpanią, może się okazać, że nie miał on żadnego znaczenia.

Ze Szwecją gramy tylko o zwycięstwo – nie ma już żadnych matematycznych szans, żeby zespół z dwoma punktami wyszedł z grupy. Oczywisty plan zakłada postawienie wszystkiego na jedną kartę i rzucenie się do ataku. To jednak nie jest dla nas naturalne środowisko. Lepiej czujemy się jako cofnięty outsider, który czeka na te kilka kluczowych piłek w meczu. Szwecja to zespół o podobnej charakterystyce, co pokazał mecz z Hiszpanią: gra z kontry na Alexandra Isaka, który robi w ofensywie niesamowitą różnicę. Czy nie istnieje ryzyko, że możemy zginąć od własnej broni, jeśli się za bardzo odsłonimy? Tym bardziej że Szwedzi są już pewni awansu.

I tu pojawia się problem. Szwecja to dla mnie najlepiej broniąca się drużyna tego EURO. Są doskonale zorganizowani, a ich selekcjonera, Janne Anderssona, uważam za prawdziwego geniusza taktycznego. Do tego znakomity w bramce Robin Olsen, na którego chyba w jakiś magiczny sposób działa reprezentacyjna koszulka, bo z tego, co pamiętam, w Serie A między słupkami nie radził sobie najlepiej. I w końcu Isak. Ma tylko 21 lat, a pewności siebie może pozazdrościć mu każdy. Nie boi się pójść sam – na dwóch, na trzech. Chyba już po części udowodnił, że szwedzcy napastnicy nie skończyli się na Zlatanie Ibrahimoviciu. Jest kwestią czasu, kiedy swoją grę zamieni na liczby. Oby nie z Polską. Ale racja – nie wygląda to najlepiej. Szwedzi są ustawieni już przed spotkaniem, a to dla nas nie oznacza niczego dobrego. Będziemy napierać, żeby tylko strzelić tego upragnionego gola. Odsłonimy się. Pójdzie kontra… Ale z drugiej strony, czy Isak jest lepszy od Lewandowskiego? Nie. Czy Szwedzi grają w lepszych klubach niż my? Nie. Według mnie, to spotkanie rozegra się głównie w głowach trenerów. I da nam odpowiedź na arcyważne pytanie: czy rodzi się coś wielkiego, czy może raczej ten remis z Hiszpanią był tylko jednorazowym zrywem na ambicji.

Na Szwecję z Jakubem Moderem, czy z Grzegorzem Krychowiakiem? Ten pierwszy zmaga się z urazem kolana i decyzja co do jego zdolności do gry ma zostać podjęta w ostatniej chwili. Ale jeśli, jako były środkowy pomocnik reprezentacji, miałby Pan wybierać?

Można powiedzieć, że jest 1:1 – Krychowiak wyleciał z boiska, a Moder sprowokował rzut karny. Jednak zdecydowanie większa krytyka spotkała Krychowiaka, dlatego, że ze Słowacją przegraliśmy, a z Hiszpanią zremisowaliśmy. Każdy mecz ma inną historię i głupotą jest krytykowanie piłkarza tylko przez pryzmat takich przesłanek. Być może Grześkowi dobrze zrobiłby jeszcze jeden mecz przerwy, ale ze względu na uraz Modera prawdopodobnie wyjdzie w pierwszym składzie. Ponadto z tego, co wiem, Sousa poświęcał mu ostatnio dużo czasu indywidualnie. Być może tłumaczył mu, czego od niego oczekuje na boisku, a to by świadczyło o tym, że nadal jest dla niego numerem jeden w środku pola. Moder zagrał z Hiszpanią dobry mecz, ale ja osobiście bardzo cenię Krychowiaka i wiem, że cały czas może tej kadrze dużo dać. Decydować musi jednak aktualna forma.

Rafał Hurkowski

fot. UEFA

Tagi: , , , , , ,

Dodaj komentarz