Prezes Nantes o konflikcie z Bogusławem Cupiałem i fortunie wydanej na klub

Grał na szczeblu III ligi francuskiej, ma dyplom trenera, był właścicielem dwóch dużych europejskich klubów. Lubi budować. – Dajcie Kicie jakiś klub, on będzie wiedział co z nim zrobić – powiedział ostatnio właściciel Saint-Etienne. W Ligue 1 szanuje go każdy. Z francusko-polskim prezesem FC Nantes rozmawiamy nie tylko o jego klubach, podejściu do piłki, ale też o Wiśle Kraków – którą chciał swego czasu kupić – i o tym jak potraktował go jej właściciel, Bogusław Cupiał.

Rafał Hurkowski: W sumie od zakupu Nantes w 2007 roku za 10 milionów euro, wydał Pan na klub już ponad 80 milionów euro. Może pan dziś z czystym sumieniem powiedzieć, że to był dobry interes?

Waldemar Kita: Zdecydowanie. Uczucie, gdy ten klub zaczyna iść do góry, gdy wszyscy we Francji mówią o nim, jako o wzorze organizacji i dyscypliny, jest naprawdę bezcenne. Ludzie pytają, jak ja wytrzymałem te siedem lat. Przeszkody czekały przecież na każdym kroku – wystarczy wspomnieć władze miasta, które co rusz utrudniały mi zarządzanie klubem. No ale niestety – domu nie buduje się z dnia na dzień. Zresztą, gdybym miał wybudować nowy dom, kłopot byłby na pewno mniejszy. FC Nantes w 2007 roku to była taka stara rudera (spadek po 44 latach gry w Ligue 1 – RH). A więc, wiadomo – kłopoty z elektrycznością, z kanalizacją. Kibice byli strasznie rozgoryczeni, nie dawali mi przez bite cztery lata spokoju, wyzywali od najgorszych. Bardzo pomogła mi wtedy moja kultura osobista, a dzisiaj oni sami widzą, że jestem po ich stronie. Wspólnie budujemy ten nasz żółto-zielony dom.

A to prawda, że chwilę przed objęciem Nantes, miał Pan ofertę kupna PSG?

To znaczy oferty nie było, ja po prostu chciałem kupić ten klub. Ale tak – PSG było wtedy na sprzedaż. Ówczesnym właścicielom interes się znudził – zajęli akurat daleką 15. pozycję w Ligue 1. Sytuacja podobna do tej w Nantes. W końcu niestety do transakcji nie doszło, bo było – moim zdaniem – troszkę jednak za dużo manipulacji finansowych i politycznych z tej drugiej strony. Szkoda, PSG nie byłoby dziś klubem katarskim, ale po części polskim (śmiech).

Jak to jest, że dla człowieka, który może sobie pozwolić na zakup FC Nantes czy PSG, krakowska Wisła jest nie do ruszenia?

Niech pan zapyta pana Bogusława Cupiała (śmiech). Problem w Polsce jest taki, że wy nie szanujecie ludzi…

„Jeśli Bogusław Cupiał kiedykolwiek sprzeda Wisłę, to każdemu, tylko nie panu Kicie” – chodzi panu o te słowa Bogdana Basałaja, ówczesnego prezesa klubu?

Między innymi. Pan Cupiał pewnie myśli, że mógłby mnie wiele nauczyć. Ja uważam, że pan Cupiał powinien się uczyć ode mnie. Potraktował mnie wtedy jak jakiegoś uczniaka. Z wyższością. Ale niech pan sam spojrzy – na przełomie wieków byłem prezydentem i właścicielem siedmiokrotnego mistrza Szwajcarii, wyeliminowałem z nim Ajax Amsterdam w Pucharze UEFA. Dzisiaj jestem prezydentem i właścicielem ośmiokrotnego mistrza Francji, postawiłem go na nogi po spadku z Ligue 1 i wszystko zmierza ku temu, że będziemy wkrótce walczyć o Europę. W międzyczasie sprzedałem swoje fabryki okulistyczne (firma Corneal – przyp. RH) za ponad 200 milionów dolarów. Więc komu tu pomyliły się role? Rzeczywiście, nie mam za grosz zmysłu do sportu i interesów!

W tamtych czasach wielokrotnie Pan podkreślał, że Pana największym sportowym marzeniem jest przejąć silny polski klub. Nadal?

Nie. Co najwyżej mógłbym wspomóc jakiś klub swoim doświadczeniem, ale na pewno nie teraz. Nie mam na to czasu.

Dlaczego w polskie kluby nie inwestuje nikt z zagranicy?

I to jest bardzo dobre pytanie. Ostatnio w L’Equipe Magazine wyczytałem taką ciekawostkę – na 20 klubów angielskiej Premier League, tylko pięć należy do Anglików… Nad Tamizą wcale nie mają tak solidnego piłkarskiego wykształcenia, jak to się powszechnie przyjęło. Prawda jest taka, że fundamenty pod tę ligę stawiali Francuzi – przekazali system szkolenia, organizację, budowali akademie. I co? Dzisiaj prawa telewizyjne Premier League warte są 3,6 miliarda euro! Chyba nawet więcej niż Ligi Mistrzów. Wyobraża pan sobie, że ostatni zespół PL dostanie 130 milionów euro z samych tylko praw telewizyjnych? To nawet PSG tyle we Francji nie kasuje! Oj, będzie miał Michel Platini problem z tym finansowym fair-play. Nie wiem co on wymyśli.

A jak to się ma do Polski, która nigdy Premier League nie będzie?

A tak, że otwarcie się na świat popłaca. Polska jakby się zamykała. Pan Cupiał chce sprzedać Wisłę Kraków od 10 lat. I co? Jakoś jeszcze jej nie sprzedał. Coś tu chyba nie gra, prawda? Już nie chodzi nawet o mnie, tylko nie mówmy potem, że nie ma chętnych na polskie kluby. Gdy byłem chętny, to – powtórzę – potraktowano mnie jak uczniaka. Spójrzmy tylko na to, co udało mi się zrobić w Nantes, gdzie sytuacja była naprawdę trudna i wyobraźmy sobie jakby to mogło wyglądać w Wiśle, która była wtedy czołowym polskim zespołem…

Dla Nantes zrobił Pan bardzo dużo, ale zeszły sezon skończyliście na dalekim 14. miejscu. W listopadzie zajmowaliście natomiast piątą pozycję i aż 70 procent ankietowanych w sondażu L’Equipe wierzyło, że wejdziecie do Europy. Co poszło źle?

Trenerzy zaniedbali troszkę swoje obowiązki. Tłumaczyli się oczywiście tym, że gracze byli zmęczeni, a sezon długi itd. itp. Ja natomiast uważam, że jeżeli jest się już na tej górze, trzeba jeszcze więcej pracować. Nie czekać na problemy, ale wykorzystać maksymalnie ten czas, gdy ich nie ma. I nie ma też co ukrywać, od listopada wyglądaliśmy tragicznie. Nic wtedy nie mówiłem, ale na przykładzie ostatnich trzech lat wyraźnie widać: styczeń, luty, marzec – zawsze ogromne problemy. Może dlatego, że to zima i trzeba pracować dużo więcej niż latem. I nie kolektywnie – przede wszystkim indywidualnie.

Szkoleniowcy nie mają z Panem lekko, prawda?

Pan sugeruje, że się wtrącam. No niestety. Gdybym się nie wtrącał, nie bylibyśmy dzisiaj w tym miejscu, gdzie jesteśmy… Sam jestem przecież trenerem. Może to zabrzmi nieskromnie, ale uważam, że mam całkiem dobre spojrzenie na grę, na piłkarzy, na futbol od strony marketingowej też. I jestem bardzo wrażliwy na podejście do piłki. Ja patrzę na nią bardziej humanistycznie, aniżeli taktycznie czy dyscyplinarnie.

Tak, słyszałem o tych książkach Zygmunta Freuda… „Wiem co to relacje międzyludzkie!” – powiedział pan nawet kiedyś.

Nie wiem, czy to już mój taki wrodzony talent, ale bardzo dużą uwagę zwracam na ludzi. Staram się jakoś wypełniać deficyty, często rozmawiam z piłkarzami. I na razie wszystko idzie tak, jak to sobie zaplanowałem. Po prostu, chcę im przekazać to, co wychowanie i kultura polska mi dały.

Z takim podejściem na pewno wysoko stawia pan pracę z młodzieżą. W Lozannie jako pierwszy w Szwajcarii wprowadził pan centre-formation, akademię piłkarską na wzór francuski. Czym się taka szkółka charakteryzuje?

Szukamy piłkarzy z talentem, o ponadprzeciętnych cechach fizycznych i mentalnych. Bardzo ważna jest szkoła. Rano lekcje, popołudniu treningi. No i przede wszystkim – higiena życia: wysoki standard medyczny, gastronomiczny etc. Zawodnicy muszą sporo poświęcić, mają naprawdę mnóstwo obowiązków. No ale najlepszym nie staje się ot tak, prawda?

A jak to teraz wygląda w Nantes? Ponoć, gdy obejmował Pan klub, akademia była w rozsypce.

Oj tak, zdecydowanie. Panował ogromny chaos, nie mieliśmy żadnego zawodnika w reprezentacji. Dla porównania – teraz każdy rocznik ma w niej przynajmniej 2-3 chłopaków. W zeszłym sezonie nasi 19-latkowie doszli do finału ligi juniorów starszych, a o sile seniorów – przez ten zakaz transferowy (słynna sprawa Ismaela Bangoury – RH) – stanowili głównie wychowankowie. Także ta nasza szkoła wygląda dzisiaj całkiem nieźle, ale – może to zabrzmi brutalnie – nie produkujemy jeszcze takich piłkarzy, jakich bym chciał.

W zeszłym sezonie mówił pan o mistrzostwie Francji w ciągu od trzech do siedmiu lat. To w ogóle realne? Katarskie PSG wydaje się jednak trochę inną planetą.

Czy ja wiem? Jak dla mnie mistrzostwo jest jak najbardziej realne. Wiadomo jak PSG gra w piłkę, wiadomo o jakich kwotach w ich przypadku mowa, ale piłka i finanse są jedną rzeczą, druga, nadrzędna, to kwestia mentalności. To tak samo jak z talentem – ważniejsza jest praca. Wie pan czego brakuje dziś 90 procentom trenerów w Ligue 1? Właśnie takiego ludzkiego podejścia do zawodników. I my chcemy tę lukę wypełnić.

Na razie wiemy, że będzie z kim pracować – Kolbeinn Sigthorsson z Ajaksu, Adrien Thomasson z Evian. Mocne nazwiska.

Jeszcze Brazylijczyk Adryan, który był ostatnio jednym z najlepszych na boisku (wygrana w 1. kolejce z Guingamp – RH). Ale to wszystko piłkarze ofensywni. Chcę ściągnąć jeszcze ze 2-3 defensywnych, szczególnie jakiegoś dobrego na środek obrony, bo Papy Djilobodji zrobił się ostatnio dość kapryśny.

Bardzo się Pan na niego wkurzył, z tego co słyszałem?

Mówi, że chce odejść i że to on decyduje, nie ja. (śmiech) Dałem mu do zrozumienia, że jest jednak troszkę na odwrót. Celta Vigo nie miała nawet kasy, żeby za niego zapłacić, a on już się tam z nimi poumawiał. Brak słów. To naprawdę fajny chłopak i dobry piłkarz, ale radzę mu zmienić menadżera, bo z takim raczej za daleko nie zajdzie. No i jeszcze Issę Cissokho sprzedałem do Genovy, a jeszcze mi nawet nie zapłacili… Także problemy nas nie omijają.

Ale w tym sezonie Europa już na pewno?

(śmiech) Mam nadzieję, że będę mógł tak powiedzieć za kilka miesięcy.

Rafał Hurkowski, Polsat Sport

Dodaj komentarz