Prawo Bródna: Park, boisko, blokowiska z wielkiej płyty

Na Łabiszyńskiej trwa trening trampkarzy. Zgromadzeni w kręgu młodzi zawodnicy słuchają wspomnień trenera. Mówi o występach u boku Piotra Rockiego, o Okęciu Warszawa, w końcu o kontuzji i zakończeniu kariery. Każdy z nich ma nadzieję. Każdy chce być tak wielki, jak legenda dzielnicy – Wojciech Kowalczyk. Niestety, przestrzeń między sukcesem a przeciętnością jest bardzo mała. Tutaj czuć ją doskonale.

Wcześniej Polonez Warszawa, dzisiaj UKS Bródno i GKP Targówek. Tu prawa strona Warszawy „produkuje” piłkarzy. Bródno jest dzielnicą krzywdzoną stereotypami. Że pełno dresiarstwa, że duża przestępczość. Owszem, na każdym kroku spotkasz chłopaków w bawełnie z „wyspą” na głowie. Na blokach zobaczysz nazwiska konfidentów. Jednak w biały dzień to oaza spokoju. Odskocznia od centrum. Nocą napatoczy się kilku pijaczków, ale nic poza tym.

Bródno to dzielnica dość hermetyczna. Inaczej niż Wola, czy Ursynów – bo mniejsza. Znakiem rozpoznawczym są blokowiska z wielkiej płyty. Współczesna historia tego miejsca nie sięga więc daleko – lat 70. XX wieku. Najważniejsza jest kwestia przynależności. Bródno to część Targówka. Ale nikt, zamieszkujący między Trasą Toruńską a Cmentarzem Bródnowskim i Wysockiego a Głębocką, nie powie ci, że z tego Targówka jest. Jest z Bródna.

Cień bloków sprzyja piłce. Boisk multum. Zwykle każde z nich jest zajęte. W parku, na jordanku, na trawie, na betonie. Warunki są. Ta dzielnica żyje piłką i ma swoją wielką legendę. Na Bródnie zna go każdy. Taksówkarz podczas porannego kursu opowiada o swoim synu. Mówi, że grał z „Kowalem” w Polonezie. Że zdobywał bramki głową z szesnastu metrów. Jednak coś poszło źle i piłkarzem nie został. Takie miejskie mity usłyszysz tu codziennie. I zawsze pojawi się jego nazwisko. Czym więc dla niego jest Bródno?

Kilka cytatów z autobiografii Wojciecha Kowalczyka:

„Lubię to miejsce – z kolegami nazywaliśmy je Broadwayem. Trzeba wiedzieć, że na warszawskim Broadwayu nie ma teatrów, a ze sztuk najpopularniejsze są sztuki walki (…) Na początku z grą w piłkę nie było łatwo, bo Bródno stanowiło jeden wielki plac budowy (…) Wtedy, w dzieciństwie na mecze (Legii Warszawa) chodziliśmy wszyscy (…)”

„Zawsze stawiałem na swoim, bo chciałem do czegoś dojść. Poza tym na Bródnie trzeba czuć się mocnym (…) Bródno nie jest jednak odpychające. Jest tu także wiele świetnych miejsc. Kiedyś chyba było bardziej niebezpiecznie, a teraz zupełnie normalnie. Broadway tak się rozbudował, że nie przypomina tego starego (…) Bródno to moje miejsce. Ulica Wyszogrodzka, duży blok tuż obok parku.”.

„Kowal” jest nie tylko tym, któremu się powiodło. Przede wszystkim to zwykły mieszkaniec Bródna. Mieszka w takim samym bloku, jak inni. Wychodzi do parku jak inni. W piłkę pewnie już tak często nie kopie. Jednak za czasów gry w Betisie wychodził na boisko z kolegami jak gdyby nigdy nic. Później dołączył do nich jego młodszy brat.

Polonez czasów Kowalczyka wychował jeszcze jednego piłkarza z dużym nazwiskiem. Piotra Rockiego. Ten twardziel z polonijną przeszłością najwięcej sukcesów święcił w Groclinie. Jednak to Superpuchar z ukochaną Legią sprawił mu największą radość. Właściwie sam go wywalczył. Ponoć pod tą maską rodem z „Hooligansów” kryje się naprawdę poczciwy facet. Coś na kształt Gennaro Gattuso.

Zapytaliśmy, jak wspomina swoje bródnowskie początki.

– W tamtych czasach też panował tu piłkarski klimat. Jedni poświęcili się piłce i uciekli od złego towarzystwa. To była ich szansa. Innych wciągnęło podwórko. Nie było lekko. Nie było tylu boisk, co teraz. Zwykle trenowaliśmy na Polonezie, czasem jeździliśmy na Zacisze, na Blokową. Mam wiele miłych wspomnień z tamtych czasów. Utrzymuję kontakt z chłopakami z Poloneza i z Marek, bo przez chwilę grałem też w Marcovii. Pamiętam zawodników starszych o 10, 12 lat. Uczyli mnie fajnej piłki. Teraz można to przekazać młodszym. Bródno ma swoje plusy i minusy. Tak jak mówię: najważniejsze było odciąć się od tego osiedlowego towarzystwa. Iść do przodu i szukać swojej szansy – podsumowuje.

Ale to ani Kowalczyk, ani Rocki nie byli największymi talentami z dzielnicy. Był nim Marcin Smoliński. Był. Niestety, tylko talentem. Popłynął z ligowym prądem i mimo zaledwie 27 lat, jest już zawodnikiem wypalonym. Czasy młodości, kiedy mieszkał na Bródnie, nazywał siebie blokersem, kiedy nie liczyło się dla niego, czy gra na podwórku, czy przy Łazienkowskiej – wszędzie miał ten sam luz – minęły bezpowrotnie. Nie dziwi też, że drogi tego wówczas młodego chłopaka i będącego u szczytu formy Kowalczyka, kilkakrotnie przecięły się na dzielnicowym rewirze. Mieszkał przecznicę dalej.

– Może Kowalczyk już nie pamięta, ale grałem z nim jeszcze jako dzieciak. Występował wtedy za granicą, a kiedy przyjeżdżał do Polski, graliśmy w parku, bo on lubił grać z chłopakami z osiedla. Dla każdego z nas to było przeżycie. Wzorowaliśmy się na nim. Trafił przecież w młodym wieku do Legii, zdobywał bramki. Każdy o tym marzy… – mówił kilka lat temu.

„Smoła” zaczynał w OSiRze Targówek (na dawnym boisku Poloneza), potem przeniósł się do GKP – na Kołową.

GKP Targówek jest najbardziej żywym klubem w tej części stolicy. Jego kibice wzbudzają respekt. Podobnie jak fani Hutnika Warszawa, kochają Legię. Łączy ich wielka sztama. Bielany i Targówek – wspólne imprezy, wyjazdy, wspólne „kosy”… Na Kołową nie przychodzą tłumy, a stadion nie robi większego wrażenia. Rekordy frekwencji sięgają 60 osób. Nie są tu jednak obce race, świece dymne czy petardy. Nawet na meczach juniorów atmosfera nie gaśnie. Dzieciaki mają niezłego pietra jadąc w gości na Targówek. Kibice nie oszczędzą nikogo. W grę wchodzą wulgarne wiązanki, jakieś plastikowe butelki. W każdym razie, lepiej grać po drugiej stronie boiska.

Ostatnim i najmłodszym z „chłopaków z Bródna” jest Mateusz Cichocki. Wychowany przez GKP (od piątego do ósmego roku życia trenował w Polfie Tarchomin, ale na Targówku spędził aż osiem sezonów), dopiero co wychodzi z dzielnicy. W dorosłej piłce jest świeży. Młody obrońca warszawskiej Legii (bo jak inaczej?) nie zaliczył jeszcze oficjalnego debiutu w pierwszym zespole, jednak kontakt z wielkim futbolem już tak. Z Sevillą na Narodowym. Mieszka na Bródnie, ale do gimnazjum chodził na Zacisze (też część Targówka). Wraz ze szkolnymi kolegami wygrał Coca-Cola Cup 2007 na szczeblu wojewódzkim.

Wtedy był w kadrze Mazowsza, dzisiaj jest w kadrze na Ligę Europy. Szybko poszło. Dużo się zmieniło. Na dzielnicy cieszy się szacunkiem. Mijany na ulicy „skleja” piątki znajomym. Obcy mówią: „Patrz, to Cichy, ten z Legii!” Jest popularny. Na pobliskiej Białołęce (tuż za Trasą Toruńską) mieszka jego klubowy kolega – Jakub Wawrzyniak. Często widywany na zakupach w supermarkecie przy Białołęckiej. Może i on zagra kiedyś z miejscowymi? Wszystko się tutaj przenika.

To nie jest tak, że wszyscy mają równe szanse. Wszyscy mają marzenia, ale wybija się jeden na stu. Mimo to, uczucie, że kumpel z klatki jest teraz na szczycie musi być wspaniałe. Bródno kocha piłkę i piłka kocha Bródno. Nie wiemy, czy jest w Warszawie drugie takie miejsce. Możliwe, że jest. Dzielnica się zmienia. Idąc osiedlem, nie musisz już nerwowo spoglądać za siebie. Jednak obcy szalik nadal grozi trwałym uszkodzeniem ciała. Lepiej nie kusić losu. Na prawo Bródna składają się trzy elementy: Legia, piłka i podwórko. Kolejność nieprzypadkowa, chociaż często podwórko z futbolem wygrywa. Niestety.

***

Żeby być bardziej skrupulatnym: formalnie Bródno nie jest dzielnicą, a dużym osiedlem w dzielnicy Targówek. Inaczej sprawa ma się z klubem GKP Targówek, którego stadion rzeczywiście na terenie Bródna nie leży – kwestia 500 metrów.

Rafał Hurkowski, Weszło

fot. Facebook/Foto Bródno

Tagi: , , , ,

Dodaj komentarz